WRAK GUSTLOFF
M/S WILHELM GUSTLOFF.
Na dwa lata przed wybuchem II Wojny Światowej, w maju roku 1937, w hamburskiej stoczni Blohm und Voss ukończono budowę liczącego prawie 209 m statku pasażerskiego. Jednostka od razu została namaszczona znamionami sukcesu na miarę potrzeb III Rzeszy. Przy wodowaniu obecny był Adolf Hitler, a na matkę chrzestną, wyznaczono wdowę po zamordowanym rok wcześniej W. Gustloffie.
Stworzony został by służyć klasie robotniczej jako statek wycieczkowy organizacji Kraft durch Freude (siła przez radość), na którym można zaznać zasłużonego odpoczynku. Gustloff miał długość 208,9 m i szerokość 23,5 m. Jego pojemność wynosiła 25484 BRT, a cztery 8-cylindrowe silniki MAN, pozwalały rozwinąć prędkość 15,5 węzła. Ponieważ przeznaczenie jednostki było jasne, nie było na nim podziału na klasy. Łączna liczba 1465 miejsc, była rozdzielona na 221 kabin dwuosobowych i 239 kabin czteroosobowych. Załogę stanowiło dodatkowych 590 ludzi.
Wraz z wybuchem wojny, Gustloff podzielił los innych niemieckich jednostek i został zamieniony w statek szpitalny – LazaretSchiff B. Po kilku miesiącach i przejęciu przez Kriegsmarine otrzymał nową rolę jako jednostka pomocnicza. Wyposażony w broń przeciwlotniczą i wyrzutnie bomb głębinowych, zajmował się przewożeniem niemieckich oddziałów do miejsc, w których toczono walki.
W 1943 r. w trakcie alianckiego nalotu (najprawdopodobniej tego, w którym zbombardowany został M/S Stuttgart), Wilhelm Gustloff doznaje drobnych uszkodzeń od eksplodujących w pobliżu bomb. Zacumowany na nadbrzeżu w Gdyni przeczekał aż do początku roku 1945, kiedy to w ramach rozpoczętej 21 stycznia akcji „Hannibal”, miał ewakuować rannych żołnierzy i ludność cywilną w głąb Niemiec, aby uchronić ich przed zbliżającą się ofensywą wojsk radzieckich.
Wieczorem, o godz. 21:16, radziecki okręt podwodny, dowodzony przez młodego oficera – kpt. Aleksandra Marinesko, wystrzelił w kierunku niemieckiego statku 3 torpedy, z których wszystkie doszły celu. Pierwsza trafiła w dziób, druga w środek okrętu, natomiast ostatnia w maszynownię. Eksplozje wywołały panikę na pokładzie Gustloffa, a sam okręt w bardzo szybkim tempie, zaczął przechylać się na lewą burtę.
Ogarnięty paniką i chaosem tłum ludzi rozpoczął walkę o życie. Ci którzy dotarli do szalup, z przerażeniem stwierdzili, że części z nich nie da się opuścić, gdyż służące do tego żurawiki, zamarzły! Inne odczepiono zbyt wcześnie i wpadły do morza, natomiast te wypełnione ludźmi po brzegi wywracały się na wzburzonym tego dnia morzu. Trwało piekło. Ludzie walczyli o dostęp do szalup. Dochodziło do szarpaniny, bójek i strzałów. Niektórzy popełniali samobójstwa. Dla tych którzy trafili do wody, nie było praktycznie żadnej szansy. Surowe warunki w ciągu kilku minut skazywały na śmierć w wyniku hipotermii. Po 65 min. od trafienia M/S Wilhelm Gustloff zniknął w toni mroźnego Bałtyku. Niemieckie okręty, skierowane w miejsce tragedii z akcją ratunkową, ocaliły według różnych źródeł od 838 do 1252 osób.
W roku 1994, wprowadzono prawny zakaz nurkowania na wraku M/S Wilhelm Gustloff, uznając go za mogiłę wojenną. Nawet podczas kręcenia filmu dokumentalnego przez National Geographic, ekipa pod kierownictwem Roberta Ballarda, mogła skorzystać jedynie ze zdalnie sterowanego robota ROV. Sfilmowali wrak z zewnątrz, bez penetracji jego wnętrza.
Nie jest jednak żadną tajemnicą, iż na wraku już od wczesnych lat 50-tych, radzieccy nurkowie prowadzili intensywne prace. O tym czego szukali krążą różne legendy, przy czym tą najpopularniejszą jest chęć odnalezienia sławnej Bursztynowej Komnaty, którą Niemcy wywieźli z Królewca (niegdyś Königsberg, dzisiejszy Kalingrad). Podjęto również próbę podniesienia okrętu, jednak nieudaną. W latach ’70 inwentaryzację wraku, na zlecenie Urzędu Morskiego w Gdańsku, prowadziło Naukowe Koło Badań Podwodnych „Rekin”. Materiał zgromadzony przez nurków z „Rekina”, miał dać podstawy do kolejnej próby podniesienia wraku, lub jego wysadzenia. Ostatecznie skończyło się wysadzeniem masztu, który zagrażał żegludze w tym rejonie.
Źródło: wikipedia.org,
„Duchy z głębin Bałtyku” – M. Jamkowski